poniedziałek, 12 stycznia 2015

I jeszcze kolejny dzień

Dziś miało dojść do wielkiej katastrofy lub - byłem tego pewien - mniejszej, ale ciągle katastrofy. Dlatego bardzo mocno starałem się myśleć pozytywnie. Nie wychodziło mi, a zdenerwowanie przeszkadzało w normalnym funkcjonowaniu (czy. 4 godziny snu, brak apetytu). Trzeba było w końcu podjąć te wyzwanie.

Pojechałem na uczelnię samochodem i o dziwo znalazłem bezpłatne miejsce parkingowe nieopodal uniwerku. Pierwszy plus!
Doszedłem bez szwanku do uczelni. Drugi plus!
Przed drzwiami wejściowymi do sali, gdzie mieliśmy ćwiczenia stała koleżanka, bardziej zdenerwowana niż ja. Jak się po chwili okazało nie jestem sam jeśli chodzi o strach przed pierwszymi zajęciami po przerwie. Ona spała mniej. Trzeci plus!
Potem dołączył kolega, bardzo ucieszony, ale jak się okazało słabo przygotowany do zajęć (tak mu się zdawało przynajmniej). Nie jestem sam... Czwarty plus!
Weszliśmy. Dołączyli do nas inni. Ja starałem się coś tam napisać na poczekaniu. Przyszła moja kolej...

Plusy! Wszędzie Plusy! Okazało się, że nie było ze mną tak źle jak myślałem, a nawet bardzo dobrze. Uff...
Dzięki Boże !

Wróciłem do domu, nakarmiłem siebie, nakarmiłem bloga i znów na uczelnię. Wykład. Jedyny w tym roku i to jest najgorsze. Nie, nie bo trzeba być. Bo takich wykładów brakowało mi przez całe studia, a raczej takiego wykładania wiedzy. Myślałem, że zajmę się trochę nadrabianiem zaległości, ale prowadzący był po prostu nieziemski. Żal było wychodzić.

Wracając do domu zabrałem żonę z pracy. Niedługo po powrocie usiadłem do magisterki i.... trochę popisałem.
Nie no nie można tak od razu. Jeszcze się człowiek nadweręży gdzieś...
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz